Według badania Case Western Reserve University, na które powołują się J. Barlow i C. Moeller w książce „Klient ma zawsze rację. Reklamacja to prezent”, z przeprowadzonych z tysiącami właścicieli gospodarstw domowych wywiadów wynika, że reakcja na negatywne doświadczenia klienta może odbywać się na trzech poziomach:
Poziom 1: poskarżenie się danej firmie
Klienci wyrazili swoje zdanie o negatywnych doświadczeniach ekspedientowi lub właścicielowi sklepu detalicznego.
Poziom 2: poskarżenie się innym ludziom
Klienci powiedzieli swoim znajomym o negatywnych doświadczeniach, ale nie poinformowali o nich danej firmy. Przestali też w niej kupować.
Poziom 3: poskarżenie się osobie trzeciej
Klienci zwrócili się np. do prawnika czy do mediów albo zgłosili sprawę do Federacji Konsumentów.
Dla firm najbardziej korzystnym rozwiązaniem jest niedopuszczanie wchodzenia na poziom 2. i 3., czyli bezpośrednie załatwienie reklamacji.
Przykład:
Klient Orange zgłosił operatorowi usterkę swojego telefonu. Zamiast szybkiego rozpatrzenia reklamacji, wskazania i podjęcia konkretnych czynności prowadzących do rozwiązania problemu klienta działania przedstawicieli marki doprowadziły do publikacji na Facebooku zdjęcia, na którym klient wyliczył wszystkie elementy „sprawnego” systemu reklamacyjnego sieci. Oczekiwania na decyzję operatora trwały 22 dni, w trakcie których klient kontaktował się z siedmioma różnymi konsultantami, spędził cztery godziny w dwóch salonach sieci, trzy razy był proszony o cierpliwość, odbył około 1,5 godziny rozmów na infolinii. Rezultat? Zero naprawionych lub wymienionych aparatów i nadszarpnięte zaufanie do marki.
Co mogliby zrobić przedstawiciele Orange dla zdesperowanego klienta, który na Facebooku opisał historię kontaktu z operatorem? Oto kilka opcji:
- obniżyć ceny lub zwrócić pieniądze, jeśli to jest uzasadnione
- szczerze przeprosić
- podarować coś
- wydać bon upoważniający do zakupu ze zniżką w przyszłości
- zapewnić, że dokonano stosownych zmian, aby zgłaszana sytuacja się nie powtórzyła.